Częściowo wywodzą się one z nieznanych bliżej duchów
akwatycznego pochodzenia, częściowo z dusz ludzi zmarłych
przedwcześnie lub nagle, w szczególności topielców. To im, a nie
żywiołowi wody składano najczęściej ofiary. Słowianie znali co prawda
„karmienie” jej chlebem, solą, kurami, jagniętami, przy
podniesieniu się poziomu rzeki lub suszy, w czasie podróży nią,
przy młynach, czy budowie grobli lub mostu, jednak dalecy byli od
antropomorfizacji i deifikacji wody matki.
Wodniki, topielce, utopki pochodzić miały od dusz ludzi utopionych,
a także dzieci przeklętych przez matkę. To wrogie ludziom istoty,
chwytają je, by topić, w wiry wodne wciągać, także tych, którzy
próbują tonącemu pomóc. Brückner podaje, że topić niegdyś
dusić znaczyło, woda miała dusić, nie zalewać człowieka.
Wodniki wylegają się na brzegach, potrafią w zwierzęta i ryby się
przemieniać. Zwykle zachowywały postać, jaką miały w momencie
śmierci, ale można je było poznać po nienaturalnie dużej lub
małej głowie, cienkich wręcz pajęczych nogach, zielonych włosach,
niekiedy napuchnięciu, ubraniu zawsze wilgotnym. Czesi i Słowacy
znają je pod tą nazwą, a także vodni, które czasem wyobrażano
sobie jako dziecko przy blasku księżyca nęcące ludzi do wody.
Ofiary im składano, często drobnostki. Gieysztor podaje notkę
Zygmunta Glogera z roku 1887, mówiącą o tym, że „nad jednym z
większych jezior augustowskich, w którym wedle miejscowego
mniemania corocznie ktoś utonąć musi, lud, aby temu zapobiec,
rzuca każdego roku kurę w tonie jeziora dla topielców”1
Najpiękniejszym może wytworem demonologii są rusałki (wiły), nie
wiadomo jednak dokładnie, co w tych postaciach jest rodzime, a co
stanowi obcy nalot. Wywodzić się mają ze świata zmarłych, z dusz
dzieci zmarłych przed chrztem, dziewcząt lub nowo poślubionych
kobiet, które nagle odeszły, przed ślubem, życiem się nie
nacieszywszy, może takich szczególnie, co utonęły. Rusałki to
urodziwe, nagie, z rozpuszczonymi włosami, w wianki z ziół
przybrane dziewczęta, tańczące przy nowiu księżyca na polanach.
Chłopców miały ku sobie wabić, stawiając im zagadki,
załaskotując na śmierć. To demony wodne w zimie, a leśne
i polne od wiosny, niebezpieczne dla ludzi szczególnie w tygodniu
zielonoświątecznym (19 - 24 czerwca, ukraiński rusalnyj
tyždeń), za dni zaduszne uważanym. W Niedzielę rusalną
tydzień po Zielonych Świętach wychodzić mają z wody, zasiadać
na gałęziach, zwłaszcza brzóz, kołysać się na nich, chłopców
ku sobie wołając, by razem z nimi się pohuśtali. Dla
nieostrożnych niedobrze się to kończyło (zagłaskanie i
załaskotanie na śmierć specjalnością może jest wyobraźni
słowiańskiej). Póki wody nie opuszczą, niebezpiecznie się w niej
kąpać, chorobą się to może skończyć, albo porwaniem w głąb
rzeki i utopieniem przez nie. Choć rusałki znane były
tylko na Białorusi i Ukrainie, reszta Słowiańszczyzny w XIX i XX
wieku ich nie znała, a i ludowymi być się nie zdają, lecz
literackiego pochodzenia, piękne to jednak zjawisko i chyba
wierzenie dawne, naszym przodkom wspólne, które tylko w obce
naleciałości obrosło, zmieniło się lub zaginęło. Wiara w
demony pochodzące od dusz dziewczęcych jest bowiem tak powszechna,
że jej nieobecność dziwnym by czymś była, a nazwa rusałka
wyparła chyba tylko jakąś starszą, rodzimą.
Brückner ich manistycznemu pochodzeniu przeczy, a co sądzi o tym,
dosłownie przytoczyć warto: „I tym nimfom pogańskim nałożyło
chrześcijaństwo niezbędne swe znamię; przecież i to siła
nieczysta, więc skądzież się biorą na ziemi chrzczonej, świętej,
gdzie diabelstwo wszelką moc utraciło? Ale diabelstwu pozostała
moc nad niechrzczonymi niemowlętami, nad porzuconymi i poronionymi,
dalej nad samobójcami, nad tymi, którzy zginęli śmiercią nagłą
od wody czy ognia. I z nich to wywodzą się rusałki! Nazywały się
dawniej, ale już pod wpływem chrześcijaństwa inaczej. Zmarli
schodzą przecież do nawi pogańskiej i od tej nawi,
tj., od trupów, upiorów, straszydeł, przezwano na Rusi i Bałkanie
i tych nieboszczyków nawkami, a nie rozumiejąc nazwy,
wykręcono je na mawki, miawki. Objawiają się one jako
nimfy- wiły przeważnie latem; zieleń jest ich żywiołem, aż w
końcu przeniesiono na te nawki nazwę świąt wiosennych,
rosalij. A stało się to na Bałkanie, gdzie świat
starożytny, choć już chrzest przyjął, wbrew zakazom kościelnym
dalej święcił „wielkanoc róż” (rosalia) w bardzo rozwięzły
sposób, z tańcami, maskami, zapasami szermierskimi. Czas tych zabaw
przeniesiono na Zielone Świątki i te wręcz rusaliami ochrzczeni
Słowianie przezywali już w XI w. W źródłach staroruskich
rusaliami nazywają się wyłącznie owe tańce i
igrzyska, gdzie i skomorochy (kuglarze) wybitnie się
odznaczali; zaniepokojona o zbawienie swych owieczek cerkiew srodze
je napomina, aby w domu siedziały, jeżeli na ulicach i placach
rusalie grają z piskiem muzyki i z przebieraniem się w skóry
zwierzęce (naśladując to koni, to turów). Tak poprzebieranych
nazywano i rusałkami i w końcu tym nowym mianem ochrzczono
dawne wiły - nawki. Takimi to manowcami nabrały rusałki i
wiły, pierwotnie wręcz demony wegetacyjne letniej przyrody,
cechy dusz zmarłych, dzieci poronionych (Małoruś rusałki
potertaczami dlatego wręcz nazywa), samobójców, dziewcząt,
które przed ślubem pomarły i pokoju w grobie znaleźć nie mogą -
jest to nawarstwienie chrześcijańskie i nic o ich początku nie
stanowi - początek ich nie jest manistyczny, nie ma nic wspólnego z
duchami przodków”2.
Może więc dopiero pod wpływem chrześcijaństwa połączono to
zjawisko z duszami ludzi nie pogrzebanych (w ziemi poświęconej),
czy nie chrzczonych, pojawiło się jednak ono pewnie na długo
wcześniej, w odległych bardzo czasach.
Prawdopodobne jest, że wcześniejszą ich nazwą są zapomniane
brzeginie, nimfy niekoniecznie wodne. Cerkiew ganiła czczenie tych
demonów, które wymieniano razem z upiorami: „tymże bogom ofiarę
kładą i czynią lud słowiański: wiłom i Mokoszji,
Diwie, Perunu, Chorsu, Rodu i rodzanicam, upiorom i
bereginiom i Perepłutu”3.
Święty Jan Złotousty w swym słowie pisał: „A drudzy ku
studniom przychodząc modlą się i w wodę miotają (kury), Welearu
ofiarę przynosząc [...]. A drudzy ogniu i kamieniu, i
rzekom, i źródłom, i beregyniom („ichże naricajut
tri deviat ‘sestrenic’ (27) przedtem wspominał), i we drwa nie
tylko „przedtem i w pogaństwie [czynił], ale wielu i teraz to
czyni”4.
Inną, poprzednią nazwą mogła być wiła, występująca w
staroruskich tekstach kościelnych z XI - XII w., mówiących nawet o
trzydziestu siostrach wiłach, w folklorze jednak nieobecna, co część
uczonych (Mansikka, Moszyński, Brückner) interpretuje jako
literackie ich pochodzenie; z Bałkanów przybyć miały, gdzie
odgrywały wielką rolę i do niedawna jeszcze czczone były. Nazwa
ta znana była i u nas, jednak staropolskie wiła co innego znaczyło,
człeka pozbawionego rozumu, szaleńca, ale tez błazna, linoskoczka.
Wedle Brücknera nazwa mogła przylec do kogoś, kogo te demonice
urzekły, opętały. Wyraz to może ogólnosłowiański pierwotnie, a
jeśli tak, to tkwi w nim rdzeń wi- jak w wicher i wić (za
Brücknerem z viti ‘wić się’, lub vey ‘ wiać’ z
nawiązaniem litewskim výti ‘prześladować’, awestyjskim
wayeiti ‘gonić’), na ruchliwość wskazuje, z wiatrem
powiązanie, może jego pierwotnie oznaczało lub jego sprawcę, może
też demona wijącego się w tańcu, wiły bowiem chętnie w kole
tańczą. W języku czeskim wilić nabrało pejoratywnego
znaczenia składania ofiar bałwanom lub uprawiania nieczystości. Na
Bałkanach, szczególnie wśród Serbów w folklorze żywe są
nadal. Pochodzenie ich podobne jak rusałek. Im także, jak brzeginiom z nimi często utożsamianymi,
ofiary składano (na Rusi jeszcze w XVI wieku pop na spowiedzi o to
pytał, rok postu jako rozgrzeszenie wyznaczając), w jaskiniach,
pod drzewami, na kamieniach. To istoty o dziewiczym uroku, hoże,
piękne, powiewne, z rosy, mgieł i wiatru utkane, zupełnie nagie
lub lekko przyodziane, ognistookie, kozionogie czasem, śpiewające
cudnie, zamieszkujące lasy, góry (zagorkinje), wody (brodarice),
obłoki, chmury, którym dodatkowo mają przewodzić, jeździć na
nich. Przemieniać się mogą w łabędzie, sokoły, konie, w wilki
tez ponoć, ukazują się też jako wiry powietrzne. Odprawiają
samodivske igrišča, pląsy w blasku księżyca, tańczą do
upadłego w „wilinem kole”, na co wskazywać ma trawa zdeptana,
na którą ludzie wstępować się boją (u nas Oskar Kolberg o
takich kołach opowiada w pobliżu wsi Święte na Kujawach, które
nie zarastają trawą). Gromadą czarują młodzianów rozumu mogąc
pozbawić. Wiatry mają wywoływać, wichury, dżdże dawać i rosę,
mogą tez pędząc nad wsią na chmurze gradowej uprawy niszczyć.
Charakter ich dość wojowniczy, razem z junakami walczą przeciw
wrogom, chłopów ostrzegają, wróżą poza tym. Do swych kół
tanecznych i siedzib jednak nie dopuszczają, chorobą każąc za to.
Z junakami się kochają, w związki małżeńskie wchodzą. Wiły i
u Czechów są wzmiankowane, u Słowaków także, gdzie zatańcowują
młodzieńców na śmierć.
W Polsce ich odpowiednikiem mogą być dziwożony, boginki, mamuny,
siubiele, odmienice, lamie (Litwie również znane), które jednak
wiele z uroku swego straciły, chyba pod wpływem chrześcijaństwa,
na ogół odrażającymi będąc. Wielkogłowe, piersi, tak długie
mają, że czasem dla wygody przez ramię je sobie zarzucały,
bieliznę o północy kijankami prały. Dziwożony na Podhalu skarbów
podziemnych miały strzec, wiele cech dawnych wił i brzegiń
zachowując, mniej ich u boginek o gęsich nogach, przypominających
góralki lub cyganki, o oczach czasem tak wielkich jak talerze, które
z zazdrości mszcząc utratę swego życia, czy niedopełnienie swej
ziemskiej powinności, napastowały kobiety, ciężarne i położne,
także ich nowo narodzone dzieci, zsyłając nagłe gorączki,
wymioty, lub puchnięcie i inne przypadłości, sny koszmarne.
Specjalnością ich jest porywanie niemowląt i podkładanie innych,
własnych, boginiakami lub odmieńcami zwanych, paskudnych a czasem
też bliźniaczo do porywanych dzieci podobnych. Z nich nowe boginki
i mamuny wyrastać miały, jeśli się temu w porę nie zapobiegało,
a także złoczyńcy, którzy już w dzieciństwie cechowali się
wielką złośliwością i szpetnym charakterem. Można było temu
przeciwdziałać, coś ostrego np., szpilkę, czy agrafkę mieć przy
sobie (w czasie porodu coś większego pod łóżko się wkładało, nóż lub pług nawet), czy dziecku przywiązać do ręki
czerwoną wstążeczkę lub nitkę; dzisiaj się jeszcze to spotyka,
choć sens tego czasem nieznany lub zapomniany. Podobno mamuny mogły
też niemowlęciu cień zabrać, na szaleńca miał przez to
wyrastać.
Adam Piejko
1 Gieysztor
A., Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe,
Warszawa 1985.
2 Brückner
A., Mitologia słowiańska i polska, PWN, Warszawa 1985.
3
tamże, s. 88.
4
tamże, s. 187.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz